czwartek, 11 października 2012

XIX

Przez kilka następnych dni nie miałem sesji z Mitchellem, nie widziałem go też tutaj. Za to przychodziłem do jakiegoś innego mężczyzny. Nawet nie pamiętam, jak miał na imię, czy coś. Ale nic mu nie mówiłem. O nie, ja chciałem Mitchella. I na nikogo innego się nie miałem zamiaru zgodzić. Siedziałem na kozetce w gabinecie "innego", ignorując kompletnie jego pytania. Nie patrzyłem na niego. Zagryzałem tylko wargę mocno, do krwi. A potem wracałem do pokoju, w którym to siedziałem na łóżku i myślałem. Stanowczo za dużo. To źle, ja jednak nie umiałem inaczej, nie umiałem się powstrzymać. To było zbyt wciągające. Uzależniony od myślenia...
Ostatnio też rzadziej widywałem Matta. Ciekawe czemu? Zaczynało mi go brakować. On odciągał mnie od zgubnych rozmyślań.
Przez to, że Mitchella nie było, nie mogłem też wychodzić na dwór. I to mnie męczyło najbardziej. Znowu zamykałem się w sobie, znowu zadręczałem tym, co się stało.
W końcu przyszedł Matthew, spojrzałem na niego... nie miał wesołej miny.
- Za dwa dni wychodzę. - powiedział cicho, z pewnym zawodem. Zrobiłem smutną minę. A teoretycznie to była taka dobra wiadomość, nie? Wyjście. Moje marzenie.
- Jej, Matty... cieszę się i gratuluję ci... - odparłem. - Jednak... będę tęsknił.
- Wiem, Shishuu. Ja też będę tęsknił. - podszedł do mnie, uśmiechając się i przytulił mnie Wtuliłem się w niego i westchnąłem.
- Zostanę sam...
Pocałował mnie w czoło.
- Poradzisz sobie. Na pewno.
***
Wyjechał.
Pokój stał się taki pusty, obcy... przygryzałem wargi, patrząc na łóżko po Matthew. Taki dołujący widok. Ale nie mogłem się załamać, musiałem sobie radzić tak, jak przed jego spotkaniem.
Ktoś zapukał, przeniosłem oczy na drzwi.
- Proszę. - zawołałem, zdziwiony, kogóż to mogło tu przywiać. Hah, i zgadnijcie kto wszedł do pokoju?
Brawo, sto punktów dla was.
Mitchell.
Prychnąłem cicho, widząc go, odwróciłem spojrzenie na okno.
- Przypomniałeś sobie o pacjencie.  - powiedziałem sucho. Miałem mu za złe to, że zniknął.
- Byłem chory, nie chciałem cię zarazić. - odparł na usprawiedliwienie. Nie wierzyłem w to, ale nie miałem dowodów na to, że kłamał, więc milczałem.
- Matt został wypisany?
Głupie pytanie, na które dobrze znał odpowiedź. Dalej milczałem jak zaklęty.
- ...byliście razem?
Spojrzałem na niego zaskoczony. Bo... nie byliśmy razem. Co prawda to mogło tak wyglądać, ale nie byliśmy.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. W przeszłości mówiąc szczerze nie byliśmy jakoś szczególnie blisko siebie, dopiero tutaj się zbliżyliśmy. Mówiłem już, on kocha kogoś innego. - wyjaśniłem spokojnie. Jego mina się zmieniła, jakby kamień spadł mu z serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz