niedziela, 12 sierpnia 2012

VIII

- Płakałeś.
Cóż za odkrycie. Patrzyłem na niego z nienawiścią, nadal nic nie mówiłem, mimo iż z gardłem było już w porządku.
Widział mnie w tym stanie. Przychodził, gapił się, jak drżałem skulony w kącie, cały czas płacząc, nic nie jedząc, nie pijąc, nie śpiąc. Cały czas był przy mnie.
- Co się stało?
Milczałem jak zaklęty, obejmowałem kolana dłońmi. Spuściłem oczy, nie mogąc znieść tego badawczego spojrzenia. Był inny, niż wszyscy inni psychiatrzy. Łamał mnie skutecznie. A ja się dawałem. Brzydziłem się sobą. Byłem żałosny.
- Odpowiedz, pomogę ci się z tym uporać.
"Nie zdołasz" - pomyślałem zły. To była jego wina. Więził mnie tu, groził. A ja... byłem zbyt słaby, by się temu sprzeciwić. Oblizałem suche usta. Schowałem twarz w kolanach i przygryzłem wargę. Te oczy, te straszne spojrzenie... a może nie było ono straszne? By się upewnić, spojrzałem prosto w orzechowe tęczówki. Całkiem jak u... człowieka. Ale to przecież...
- ...niemożliwe... - zbliżyłem się do niego, cały czas patrząc w jego oczy. Zdziwił się, ale nie odsunął, mimo iż nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Co robisz? - zapytał po dłuższej chwili, lekko zaniepokojony. Drgnąłem i natychmiast wróciłem na miejsce pod ścianą, drżałem, ponownie chowając twarz w kolanach.
- Idź stąd... - wyszeptałem. - Błagam, nie patrz sie na mnie takim wzrokiem... dołujesz mnie... idź...
Wstał i podszedł do mnie , kładąc dłoń na mojej głowie.
- Powiedz, co się stało, że płakałeś. Wtedy odejdę. - powiedział stanowczo.
Co się stało?! Groziłeś mi gwałtem, pieprzona dziwko, o to co się stało! I co, myślałeś, że jestem taką ot lalką, bez uczuć, której można mówić co się żywnie podoba, a ona ma to gdzieś?! Ja też mam uczucia, mimo iż staram się je ukryć! Mnie też ranią takie rzeczy! Mimo wszystko - jestem człowiekiem! Przygryzłem mocno wargi. Oczywiście, że tak nie powiem mu.
- Groziłeś mi gwałtem trzy dni temu... poczułem się jak szmata. To nie wyglądało na żarty... przestraszyłem się. - mruknąłem.
Nic nie odpowiedział, a spuścił głowę. Wycofał się z pokoju, ostrożnie zamykając drzwi.
Czemu dopiero teraz zauważyłem jego człowieczeństwo? Czemu w ogóle je zauważyłem?! Co ze mną się działo?!
***
- Przepraszam za tamto. - powiedział Mitchell, patrząc mi prosto w oczy. - Nie powinienem był tego mówić.
- Miło, że zrozumiałeś swój błąd. - mruknąłem cicho, lekko ponuro i z nutką pogardy. Nie chciałem go teraz widzieć. Bałem się go. I tego, co odkryłem względem niego. Jęknąłem cicho i objąłem kolana dłońmi. Drżałem.
- Naprawdę, nie chciałem ci nic zrobić. - powiedział cicho.
- To czemu to powiedziałeś? Czemu groziłeś? Chciałeś bym się poczuł jak dziwka, którą można dowoli pieprzyć, która nie ma uczuć? - lekko podniosłem głos. Powodowałem u niego wyrzuty... niech wie, że mi się nie grozi. Mogłem nim manipulować teraz, gdy okazał tę chwilę słabości, gdy chciał, bym mu wybaczył.
- Nie, nie chciałem.... nie wiem, czemu to powiedziałem.
Spojrzałem na niego uważnie. Przygryzał wargę, ale cały czas patrzył mi w oczy. Był... szczery.
- ...wybaczam ci. - szepnąłem i objąłem kolana dłońmi mocniej. Ledwo co przeszło mi to przez gardło... ale w końcu Mitchell też był człowiekiem, prawda? Miał prawo do błędów...
Wstał i pogłaskał mnie po głowie, przeczesał palcami blond włosy... a ja nie uciekłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz