wtorek, 25 grudnia 2012

XXIII

W piątek przed osiemnastą byłem już w domu Mitchella i jego brata. Obaj pożyczyli mi jakieś eleganckie ubranie – w psychiatryku bowiem nie miałem nic takiego, gdyż nie potrzebowałem. Potem, ubrany w koszulę Damiena oraz jego czarne spodnie - Damien był niskawy, więc bardziej pasowały na mnie jego ubrania niż psychiatry. Ruszyliśmy do teatru.
Zadzwonił pierwszy dzwonek. Oddaliśmy kurtki do szatni i poszliśmy korytarzem do biletera Wiesia – to jest Wiesława Septembera, Polaka, który wyemigrował z Europy w czasie komunizmu i zamieszkał tutaj. Całkiem fajny jest, miał zabawny akcent.
Zadzwonił drugi dzwonek. Zajęliśmy miejsca na widowni – ludzi nie była pełna sala, więc mogłem usiąść gdzie chciałem, czyli obok braci. Napięcie wzrosło, mimo iż wiedziałem o czym jest sztuka. Nowoczesna wersja „Świętoszka” Moliera. Ja miałem grać Tartuffe.
Zadzwonił trzeci dzwonek. Zgasły światła, rozmowy na sali ucichły, wszyscy wbili wzrok w scenę.
Gong.
Kurtyna się rozsunęła, przedstawienie się zaczęło.
W gardle coś mnie mocno ścisnęło, ledwo potrafiłem złapać oddech. Zawiodłem ich. Zostawiłem ich na lodzie, bez dublera, ale jednak ktoś mnie zastąpił, kogoś znaleźli. Nie znałem tego chłopaka, ale wcielił się w rolę… idealnie. Lepiej, niż ja. Poczułem zazdrość. Odechciało mi się rozmowy ze znajomymi z trupy. Czułem się opuszczony, mimo, że to ja ich zostawiłem. Złożyłem dłonie na piersiach, zagryzłem wargę. Czułem się źle, zaczęło mnie mdlić… a wyjść nie mogłem.
- Wszystko ok, Shishuu? – Mitchell zerknął na mnie zaniepokojony. Skinąłem głową i przyłożyłem palec do ust, by nie rozmawiał.
***
Kurtyna zasunęła się przy akompaniamencie żywych braw, oklasków. Aktorzy wyszli na scenę, by ukłonić się po raz ostatni. 
Chciałem uciec. Poczułem panikę, strach niewyobrażanie wielki. Kolana mi drżały, dłonie też. Było mi gorąco, w gardle nadal miałem wielką gulę i nie mogłem nic zrobić.
- Shishuu, nie idziesz spotkać przyjaciół? – Damien spojrzał na mnie uważnie. Nie potrafiłem nic odpowiedzieć, miałem też sucho w ustach i gula w tym przeszkadzała
- Shishuu!
Zauważyli mnie. Jęknąłem i zerwałem się z miejsca, ale zakręciło mi się w głowie. Straciłem równowagę, upadłem. Poczułem tępy ból. To było ostatnie co pamiętam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz