Spojrzał na mnie uważnie, jego oczy błysnęły delikatnie.
- Czego się boisz?
- Twojej reakcji. Raz już powiedziałem, co naprawdę czuję, a ty... nie byłeś zadowolony.To było wtedy... gdy mówiłem, że umrę bardzo szybko. A ja mam o wiele więcej takich myśli... - Objąłem jedno kolano dłońmi. - Boję się, o uczuciach mówię bardzo rzadko, ukrywam je, te prawdziwe. Nie chcę być dla nikogo ciężarem, zrzucając na nich ciężar moich problemów. To mnie przeraża... bo pragnę być idealny.
Westchnął i kucnął naprzeciwko mnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie ma ideałów Shishuu, nikt nie jest idealny. Próbując nim być, chowając prawdziwe uczucia, niszczysz w sobie to, co najlepsze, wyjątkowe. Każdy ma inny ideał... nie staraj się nikomu podporządkować. Bądź sobą. - powiedział spokojnie i pogłaskał mnie po włosach. - Dla nikogo nie będziesz ciężarem, gdy powiesz, że coś ci się nie podoba, że jest ci źle. Nie możesz myśleć tylko o innych.
Skinąłem głową i przymknąłem powieki. Może miał rację...? Ciężko mi było w to uwierzyć. Przygryzałem wargi, dłonie zaciskałem na kolanie.
- Ale... - zacząłem, jednak urwałem, gdy spojrzałem w jego czyste, orzechowe oczy.
- Ale co? - zapytał łagodnie, uśmiechając się ciepło.
- ...bo bycie sobą wcale nie jest takie łatwe, wiesz? Ja... zapomniałem, jaki jestem. Nie mogę być sobą, nie umiem... - szepnąłem.
- Na pewno wiesz. Jest to ukryte głęboko w twoim sercu, w twojej głowie. Musisz tylko poszukać.
***
Siedziałem na ławeczce, wyglądając przez kraty. Wtulałem się w mojego misia i kurtkę Mitchella, chłonąc zapach papierosów. Obok mnie siedział Matthew, pijąc duży kubek kawy. Już drugi, bo mój. Nie mieli tutaj żadnej innej, tylko parzoną, a ja jej nie lubię... jest za mocna i gorzka, dlatego oddałem ją.
Za drzwiami do ośrodka stali Mitchell i Chris, rozmawiali o czymś.
- Shi, czemu próbowałeś się zabić? - zapytał cicho chłopak i spojrzał na nie uważnie. Oblizał wargi po kawie.
Lekko skuliłem się, zaciskając dłonie na kolanach.
- ...pamiętasz, co się wydarzyło w sierocińcu, prwda? - kinął głową, patrząc na mnie uważnie. - Od tamtej pory mam koszmary i wyrzuty sumienia... w pewnym momencie nie wytrzymałem. - odparłem cicho.
- Shi... a co ci mówiliśmy? I to już drugi raz? - Matthew pogłaskał mnie po głowie.
- Trzeci. - poprawiłem go.
Zamarł i pokręcił głową, przytulił mnie do siebie mocno.
- Palisz?
Zachichotałem, wtulając się w niego.
- Nie, nie... to kurtka Mitchella, nie moja.
Jak przyjemnie, ciepło było w jego ramionach...
- Czego się boisz?
- Twojej reakcji. Raz już powiedziałem, co naprawdę czuję, a ty... nie byłeś zadowolony.To było wtedy... gdy mówiłem, że umrę bardzo szybko. A ja mam o wiele więcej takich myśli... - Objąłem jedno kolano dłońmi. - Boję się, o uczuciach mówię bardzo rzadko, ukrywam je, te prawdziwe. Nie chcę być dla nikogo ciężarem, zrzucając na nich ciężar moich problemów. To mnie przeraża... bo pragnę być idealny.
Westchnął i kucnął naprzeciwko mnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie ma ideałów Shishuu, nikt nie jest idealny. Próbując nim być, chowając prawdziwe uczucia, niszczysz w sobie to, co najlepsze, wyjątkowe. Każdy ma inny ideał... nie staraj się nikomu podporządkować. Bądź sobą. - powiedział spokojnie i pogłaskał mnie po włosach. - Dla nikogo nie będziesz ciężarem, gdy powiesz, że coś ci się nie podoba, że jest ci źle. Nie możesz myśleć tylko o innych.
Skinąłem głową i przymknąłem powieki. Może miał rację...? Ciężko mi było w to uwierzyć. Przygryzałem wargi, dłonie zaciskałem na kolanie.
- Ale... - zacząłem, jednak urwałem, gdy spojrzałem w jego czyste, orzechowe oczy.
- Ale co? - zapytał łagodnie, uśmiechając się ciepło.
- ...bo bycie sobą wcale nie jest takie łatwe, wiesz? Ja... zapomniałem, jaki jestem. Nie mogę być sobą, nie umiem... - szepnąłem.
- Na pewno wiesz. Jest to ukryte głęboko w twoim sercu, w twojej głowie. Musisz tylko poszukać.
***
Siedziałem na ławeczce, wyglądając przez kraty. Wtulałem się w mojego misia i kurtkę Mitchella, chłonąc zapach papierosów. Obok mnie siedział Matthew, pijąc duży kubek kawy. Już drugi, bo mój. Nie mieli tutaj żadnej innej, tylko parzoną, a ja jej nie lubię... jest za mocna i gorzka, dlatego oddałem ją.
Za drzwiami do ośrodka stali Mitchell i Chris, rozmawiali o czymś.
- Shi, czemu próbowałeś się zabić? - zapytał cicho chłopak i spojrzał na nie uważnie. Oblizał wargi po kawie.
Lekko skuliłem się, zaciskając dłonie na kolanach.
- ...pamiętasz, co się wydarzyło w sierocińcu, prwda? - kinął głową, patrząc na mnie uważnie. - Od tamtej pory mam koszmary i wyrzuty sumienia... w pewnym momencie nie wytrzymałem. - odparłem cicho.
- Shi... a co ci mówiliśmy? I to już drugi raz? - Matthew pogłaskał mnie po głowie.
- Trzeci. - poprawiłem go.
Zamarł i pokręcił głową, przytulił mnie do siebie mocno.
- Palisz?
Zachichotałem, wtulając się w niego.
- Nie, nie... to kurtka Mitchella, nie moja.
Jak przyjemnie, ciepło było w jego ramionach...