czwartek, 11 października 2012

XVI

- Kochałeś się z Matthew... w nocy. - powiedział spokojnie, ale to była tylko gra pozorów. Widziałem to w jego oczach, w zachowaniu. Co jak co, ale żeby mnie oszukać, trzeba się naprawdę namęczyć.
- Nawet jeżeli i tak, to co z tego? - zapytałem mrużąc oczy. Ale poczułem, że się rumienię... czy jeżeli on to słyszał, czy słyszeli to już wszyscy? Byłem aż tak głośny? Zacisnąłem dłonie na krawędzi koszulki. - Masz z tym jakiś problem, przeszkadza ci to? - to było z mojej strony napastliwe, ale nie rozumiałem a co mu chodziło. Generalnie to moja sprawa, komu oddaję swe ciało, prawda?
Patrzyłem prosto w jego oczy z chłodną irytacją a on patrzył w moje z oczy z prawie nieodgadniętym wyrazem twarzy. Było jednak owe "prawie" i ja doskonale je widziałem.
- Nie, nie przeszkadza mi to. Ale proszę, następnym razem bądź ciszej... połowa lekarzy zastanawiała się, co się dzieje.
Zagryzłem mocno, bardzo mocno wargę, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Jednak ja widzę, że masz z tym problem. Nie próbuj zaprzeczyć, ja wiem to. Widzę znacznie więcej, niż mogłoby ci się wydawać.
Spuściłem oczy na podłogę. Peszył mnie fakt, że nie było to prywatne przeżycie a wszyscy o tym wiedzieli. Albo... mógł wiedzieć tylko on, ale wyolbrzymił sprawę, okłamał mnie, bym poczuł się niezręcznie. Jednak nie byłem w stanie tego potwierdzić.
- To nie jest ważne.
- Jest. Jeżeli mi nie powiesz, ja nie będę miał zamiaru mówić nic tobie. Jeżeli chcesz czegoś ode mnie, tego samego wymagaj od siebie.
To były śmiałe warunki, może nawet zbyt śmiałe. Ale teraz chciałem wiedzieć o co mu chodzi. Jednak Mitchell milczał. Westchnąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Wyszedłem, wróciłem do pokoju, gdzie usiadłem na łóżku, kuląc się i objąłem mocno poduszkę. Kurwa, czułem się jak psychiatra. I czułem się z tym źle, wręcz fatalnie. Chciałem wiedzieć tak bardzo, że posunąłem sie do tego, do czego on się posuwał.
- Shi? - nie podniosłem spojrzenia, więc zaraz poczułem, jak Matthew mnie obejmuje. Wtuliłem się w niego chętnie i przymknąłem powieki.
- Mitchell wyraźnie nie był najszczęśliwszy, słyszał nas wczoraj. To znaczy mnie.
- I co z tego...? Czemu mu to przeszkadza? - spojrzał na mnie.
- Nie wiem. Stwierdziłem, że dopóki mi tego nie powie, ja nie będę z nim współpracował.
- Cóż za szantaż... - uśmiechnął się delikatnie.
Prychnąłem cicho.
- Jestem zły... i czuję się strasznie. Jak psychiatra... wyobrażasz to sobie?!
Pogłaskał mnie po włosach.
- Nie martw się Shishuu. Przestań tyle myśleć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz